SŁAWOMIR PILARSKI

ojciec dwóch córek, partner, instruktor pływania,
wykładowca gitary klasycznej,

piosenkarz, ratownik WOPR, żeglarz

Jestem niepełnosprawny od urodzenia. Tak napisali w moim orzeczeniu. Niedowład wiotki prawej nogi i jej skrócenie o 6 cm lekarze wytłumaczyli chorobą polio. Jest i inna wersja. Porażenie nerwu kulszowego wywołał zastrzyk, który mi zrobiono, gdy miałem 1,5 roku. Urodziłem się chory, czy mnie skrzywdzono? Nie wiem. Dokumentacji medycznej nie ma.

Golina to miasto. Tak małe jak wieś. Tutaj każdy każdego zna. Jako dziecko nie czułem się tu dobrze. Byłem ciekawsko obserwowany. Dzieciaki czasem rzuciły głupi żart. Nie wyłączały mnie z zabaw, ale w wielu od nich odstawałem. W szkole „taryfy ulgowej” nie miałem. Na WF-ie też. Tyle, że gdy inni grali „w kosza”, to ja stałem pod nim.

Rodzice nie byli zamożni. Moje wakacje to jazda na rowerze, pływanie i „ganianie” z kolegami. Czasem wyjazd do rodziny. A ja tak bardzo marzyłem o podróżach. Tak zazdrościłem dzieciom z bogatszych rodzin ich zagranicznych wojaży i kolorowych gadżetów. Mój świat, jak większości Polaków, był szary.

Miałem 9 lat. Wtedy pojąłem, że barwy mojego świata zależą ode mnie. Obóz Doktora Piotra w Mielnicy nie był moim pierwszym. Byłem już w Giewartowie. W Mielnicy odwiedził nas rzeźbiarz. Nie miał jednej ręki, a rzeźbił posągi wielkie na 2 metry. Postanowiłem: chcę być tym kim zapragnę i to nie ma nic wspólnego z tym czy chodzę wolniej czy szybciej. Na akademii kończącej szkołę podstawową zaśpiewałem 2 piosenki. Wystąpiłem na scenie z długimi włosami, ubrany cały na biało. To nie był bunt. To był manifest: chcę być wyjątkowy!

Mówili na mnie „Chaplin”. Bo radosny byłem i wszędzie mnie było pełno. Ale wielu dzieciakom nie było do śmiechu. O życiu w biednych domach nie mówiły. Może jedyne co dotąd widziały to obejście lub podwórko na blokowisku? Jeśli rodzice mieli dla nich czas i się ich nie wstydzili. Wtedy zrozumiałem, że Golina to nie cały świat. A to, że całym światem nie jest województwo czy kraj przekonałem się w Mikorzynie. Na obozie żeglarskim dla dzieci sprawnych i niepełnosprawnych z Polski i zagranicy.

„Orłem nauki” nie byłem. Dla ojca ważny był fach, który zapewni mi chleb. Wykształcił mnie na ślusarza. Pierwszą „robotę” dostałem w warsztacie samochodowym. Patrzyłem na wiecznie niedomyte ze smarów ręce, liczyłem zarobione harówką „psie pieniądze” i płakałem. Z żalu, że tak żyjąc, to nigdy nie pojadę na Seszele.

Uratowały mnie książki. „Pochłaniałem” je setkami. Obudziły we mnie pragnienie nowej wiedzy. Czego potem w życiu nie robiłem…? Mam 15 certyfikatów zawodowych. Pływałem jachtami, testowałem prototypy handbikeów, zrobiłem licencję paralotniarską.

Teraz mamy raj. Kiedyś na nas, niepełnosprawnych, sprawni nawet patrzeć nie chcieli. Jeśli już to z litością. Dawali nam tylko nędzne pieniądze, abyśmy dożywali swoich dni zamknięci w domach. Dziś, nawet jeśli nie chcemy, to i tak konkurujemy ze sprawnymi w wielu dziedzinach.

Niepełnosprawność nie oznacza już bezczynności. Sprawni oczekują, że niepełnosprawni zadbają o siebie i zorganizują swoje życie. Dostajemy narzędzia: edukację, zatrudnienie, wsparcie instytucji i organizacji. Łatwiej-trudniej, ale możemy dojechać, pracować, żyć, rozwijać się tam gdzie chcemy. Cel pomocy jest jasny: niepełnosprawny ma się ubrać, wyjść z domu, zrobić zakupy i przyrządzić posiłek, pracować itp. Gdy może – sam. Jeśli nie – przy wsparciu innych.

Upokarzające są testy… inteligencji osób niepełnosprawnych ruchowo. W pierwszym kontakcie, sprawni sprawdzają naszą wiedzę, posługiwanie się metaforami, albo to, czy potrafimy się „odciąć”, gdy nas zaczepią. Kiedyś byliśmy tak testowani nieustannie w pracy, na ulicy, w sklepie, na spotkaniach towarzyskich. Dzisiaj mniej. Zwłaszcza w pracy. Skoro przeszedłeś rekrutację, to widać „myślisz”.

Świat staje się miejscem globalnym. Będą ludzie sprawni myślący, że niepełnosprawnym w głowach się poprzewracało, skoro chcą np. latać szybowcami. I będą niepełnosprawni, którzy bez pomocy nie poradzą sobie z założeniem buta. Ale podział na obywateli sprawnych i niepełnosprawnych będzie się zacierał. Ważne, abyśmy zrozumieli, że wszyscy jesteśmy artystami. Sztuki własnego życia.

SŁAWOMIR PILARSKI

ojciec dwóch córek, partner, instruktor pływania,
wykładowca gitary klasycznej,

piosenkarz, ratownik WOPR, żeglarz

Jestem niepełnosprawny od urodzenia. Tak napisali w moim orzeczeniu. Niedowład wiotki prawej nogi i jej skrócenie o 6 cm lekarze wytłumaczyli chorobą polio. Jest i inna wersja. Porażenie nerwu kulszowego wywołał zastrzyk, który mi zrobiono, gdy miałem 1,5 roku. Urodziłem się chory, czy mnie skrzywdzono? Nie wiem. Dokumentacji medycznej nie ma.

Golina to miasto. Tak małe jak wieś. Tutaj każdy każdego zna. Jako dziecko nie czułem się tu dobrze. Byłem ciekawsko obserwowany. Dzieciaki czasem rzuciły głupi żart. Nie wyłączały mnie z zabaw, ale w wielu od nich odstawałem. W szkole „taryfy ulgowej” nie miałem. Na WF-ie też. Tyle, że gdy inni grali „w kosza”, to ja stałem pod nim.

Rodzice nie byli zamożni. Moje wakacje to jazda na rowerze, pływanie i „ganianie” z kolegami. Czasem wyjazd do rodziny. A ja tak bardzo marzyłem o podróżach. Tak zazdrościłem dzieciom z bogatszych rodzin ich zagranicznych wojaży i kolorowych gadżetów. Mój świat, jak większości Polaków, był szary.

Miałem 9 lat. Wtedy pojąłem, że barwy mojego świata zależą ode mnie. Obóz Doktora Piotra w Mielnicy nie był moim pierwszym. Byłem już w Giewartowie. W Mielnicy odwiedził nas rzeźbiarz. Nie miał jednej ręki, a rzeźbił posągi wielkie na 2 metry. Postanowiłem: chcę być tym kim zapragnę i to nie ma nic wspólnego z tym czy chodzę wolniej czy szybciej. Na akademii kończącej szkołę podstawową zaśpiewałem 2 piosenki. Wystąpiłem na scenie z długimi włosami, ubrany cały na biało. To nie był bunt. To był manifest: chcę być wyjątkowy!

Mówili na mnie „Chaplin”. Bo radosny byłem i wszędzie mnie było pełno. Ale wielu dzieciakom nie było do śmiechu. O życiu w biednych domach nie mówiły. Może jedyne co dotąd widziały to obejście lub podwórko na blokowisku? Jeśli rodzice mieli dla nich czas i się ich nie wstydzili. Wtedy zrozumiałem, że Golina to nie cały świat. A to, że całym światem nie jest województwo czy kraj przekonałem się w Mikorzynie. Na obozie żeglarskim dla dzieci sprawnych i niepełnosprawnych z Polski i zagranicy.

„Orłem nauki” nie byłem. Dla ojca ważny był fach, który zapewni mi chleb. Wykształcił mnie na ślusarza. Pierwszą „robotę” dostałem w warsztacie samochodowym. Patrzyłem na wiecznie niedomyte ze smarów ręce, liczyłem zarobione harówką „psie pieniądze” i płakałem. Z żalu, że tak żyjąc, to nigdy nie pojadę na Seszele.

Uratowały mnie książki. „Pochłaniałem” je setkami. Obudziły we mnie pragnienie nowej wiedzy. Czego potem w życiu nie robiłem…? Mam 15 certyfikatów zawodowych. Pływałem jachtami, testowałem prototypy handbikeów, zrobiłem licencję paralotniarską.

Teraz mamy raj. Kiedyś na nas, niepełnosprawnych, sprawni nawet patrzeć nie chcieli. Jeśli już to z litością. Dawali nam tylko nędzne pieniądze, abyśmy dożywali swoich dni zamknięci w domach. Dziś, nawet jeśli nie chcemy, to i tak konkurujemy ze sprawnymi w wielu dziedzinach.

Niepełnosprawność nie oznacza już bezczynności. Sprawni oczekują, że niepełnosprawni zadbają o siebie i zorganizują swoje życie. Dostajemy narzędzia: edukację, zatrudnienie, wsparcie instytucji i organizacji. Łatwiej-trudniej, ale możemy dojechać, pracować, żyć, rozwijać się tam gdzie chcemy. Cel pomocy jest jasny: niepełnosprawny ma się ubrać, wyjść z domu, zrobić zakupy i przyrządzić posiłek, pracować itp. Gdy może – sam. Jeśli nie – przy wsparciu innych.

Upokarzające są testy… inteligencji osób niepełnosprawnych ruchowo. W pierwszym kontakcie, sprawni sprawdzają naszą wiedzę, posługiwanie się metaforami, albo to, czy potrafimy się „odciąć”, gdy nas zaczepią. Kiedyś byliśmy tak testowani nieustannie w pracy, na ulicy, w sklepie, na spotkaniach towarzyskich. Dzisiaj mniej. Zwłaszcza w pracy. Skoro przeszedłeś rekrutację, to widać „myślisz”.

Świat staje się miejscem globalnym. Będą ludzie sprawni myślący, że niepełnosprawnym w głowach się poprzewracało, skoro chcą np. latać szybowcami. I będą niepełnosprawni, którzy bez pomocy nie poradzą sobie z założeniem buta. Ale podział na obywateli sprawnych i niepełnosprawnych będzie się zacierał. Ważne, abyśmy zrozumieli, że wszyscy jesteśmy artystami. Sztuki własnego życia.