Kobieta trzyma w dłoniach pióro do kaligrafii i szablony do ćwiczeń pisma kaligraficznego.

„Naucz mnie malowania kresek”. Koleżanki często mnie o to proszą. Bo chodzi o te kreski na powiekach, które oko kształtują w migdał. A ja, choć dłonie mam przykurczone, maluję kreski doskonale. Nie tylko te na powiekach.

Operacji miałam 7. Większość, gdy byłam dzieckiem. Wszystkie usprawniały moje chore stawy. Ta siódma, na początku gimnazjum, ułatwiła mi chodzenie na całych stopach. Bo już pięty wykrzywiały mi się do góry… Z tą chorobą urodziłam się i z nią odejdę. Powstrzymuje ją tylko rehabilitacja. Ćwiczenia i codzienne aktywności sprawiają, że poruszam się sama.

Nie byłam „dzieckiem ITN-u*”. Do przedszkola i szkół: podstawowej i średniej chodziłam z innymi dziećmi. Studia rozpoczęłam po maturze i wciąż studiuję. Po Akademii Nauk Stosowanych w Koninie mam licencjat z pracy socjalnej i resocjalizacji oraz magisterium z socjoterapii. A teraz zgłębiam tajniki psychologii w warszawskim Collegium Humanum.

Do psychologii ciągnęło mnie od dziecka. Ciekawiło mnie czym człowiek się kieruje podejmując decyzje. Co go cieszy, co go smuci? Jak się broni? Co czuje w „środku”? I czy to co czuje pokazuje ludziom i światu?

Po studiach odkryłam… litery. Te pięknie napisane. Patrzyłam jak cudze dłonie tworzą cudne, literowe ornamenty i zapragnęłam też je robić. Kaligrafii nauczyłam się sama. Z podręczników i filmów. Godzinami ćwiczyłam na szablonach. Nie tylko litery i wytrwałość. Także moje sztywniejące stawy dłoni. Z czasem tak się w kaligrafowaniu liter wprawiłam, że zaczęłam na tym zarabiać.

Rozstałam się z chłopakiem i wspólną przyszłością. Płakałam długo. Gdy przestałam, napisałam do przyjaciółki, Ani, z Fundacji PODAJ DALEJ. O tym, że mam dość siedzenia w domu. „Jutro widzę Cię w Fundacji” – nakazała Ania. Miałam obawy. Fundację znałam z praktyk studenckich. Nie zostałam wtedy na dłużej. Do pomagania nie byłam gotowa. Przyjaciółki jednak usłuchałam. A ta wciągnęła mnie do pracy w świetlicy dla dzieci. Najpierw jako wolontariuszkę. A po pół roku zostałam koordynatorką całego Centrum Wolontariatu.

Empatyczny i życzliwy. I jeszcze tolerancyjny, wyrozumiały, cierpliwy, przyjazny, otwarty i pomocny. Taki powinien być wolontariusz. Mamy takich w Fundacji ok. 100. W wieku od 13 do nawet 80 lat. Najwięcej uczniów. Każdy z naszych wolontariuszy jest jednak inny i barwny na swój sposób. Pomagają naszym podopiecznym z różnych powodów. Z potrzeby serca, dla dobrej sprawy, aby nie marnować czasu, aby poznać nowych ludzi i czuć się potrzebnym.

Kaligrafia w Fundacji też się przydaje. Gdy jakiś dyplom, kartka, list muszą być pięknie, nie komputerowo napisane – służę swoimi rękoma i mazakami. O straconej miłości zapomniałam. Otworzyłam się na nową. A także na własną rodzinę, dom i gabinet psychoterapii. Najlepiej z elementami felinoterapii, czyli terapii kotami. Mam ich 4, ale kocham wszystkie zwierzęta. I wszystkie bym przygarnęła. Tak jak ludzi.

Grupa kobiet i dzieci.

Nazywam się IGA KOWALCZYKIEWICZ.
Jestem socjoterapeutką, pracowniczką socjalną i koordynatorką Centrum Wolontariatu.
Choruję na artrogrypozę.
Jestem CZŁOWIEKIEM NIEZALEŻNYM.

* indywidualny tok nauczania

Kobieta trzyma w dłoniach pióro do kaligrafii i szablony do ćwiczeń pisma kaligraficznego.

„Naucz mnie malowania kresek”. Koleżanki często mnie o to proszą. Bo chodzi o te kreski na powiekach, które oko kształtują w migdał. A ja, choć dłonie mam przykurczone, maluję kreski doskonale. Nie tylko te na powiekach.

Operacji miałam 7. Większość, gdy byłam dzieckiem. Wszystkie usprawniały moje chore stawy. Ta siódma, na początku gimnazjum, ułatwiła mi chodzenie na całych stopach. Bo już pięty wykrzywiały mi się do góry… Z tą chorobą urodziłam się i z nią odejdę. Powstrzymuje ją tylko rehabilitacja. Ćwiczenia i codzienne aktywności sprawiają, że poruszam się sama.

Nie byłam „dzieckiem ITN-u*”. Do przedszkola i szkół: podstawowej i średniej chodziłam z innymi dziećmi. Studia rozpoczęłam po maturze i wciąż studiuję. Po Akademii Nauk Stosowanych w Koninie mam licencjat z pracy socjalnej i resocjalizacji oraz magisterium z socjoterapii. A teraz zgłębiam tajniki psychologii w warszawskim Collegium Humanum.

Do psychologii ciągnęło mnie od dziecka. Ciekawiło mnie czym człowiek się kieruje podejmując decyzje. Co go cieszy, co go smuci? Jak się broni? Co czuje w „środku”? I czy to co czuje pokazuje ludziom i światu?

Po studiach odkryłam… litery. Te pięknie napisane. Patrzyłam jak cudze dłonie tworzą cudne, literowe ornamenty i zapragnęłam też je robić. Kaligrafii nauczyłam się sama. Z podręczników i filmów. Godzinami ćwiczyłam na szablonach. Nie tylko litery i wytrwałość. Także moje sztywniejące stawy dłoni. Z czasem tak się w kaligrafowaniu liter wprawiłam, że zaczęłam na tym zarabiać.

Rozstałam się z chłopakiem i wspólną przyszłością. Płakałam długo. Gdy przestałam, napisałam do przyjaciółki, Ani, z Fundacji PODAJ DALEJ. O tym, że mam dość siedzenia w domu. „Jutro widzę Cię w Fundacji” – nakazała Ania. Miałam obawy. Fundację znałam z praktyk studenckich. Nie zostałam wtedy na dłużej. Do pomagania nie byłam gotowa. Przyjaciółki jednak usłuchałam. A ta wciągnęła mnie do pracy w świetlicy dla dzieci. Najpierw jako wolontariuszkę. A po pół roku zostałam koordynatorką całego Centrum Wolontariatu.

Empatyczny i życzliwy. I jeszcze tolerancyjny, wyrozumiały, cierpliwy, przyjazny, otwarty i pomocny. Taki powinien być wolontariusz. Mamy takich w Fundacji ok. 100. W wieku od 13 do nawet 80 lat. Najwięcej uczniów. Każdy z naszych wolontariuszy jest jednak inny i barwny na swój sposób. Pomagają naszym podopiecznym z różnych powodów. Z potrzeby serca, dla dobrej sprawy, aby nie marnować czasu, aby poznać nowych ludzi i czuć się potrzebnym.

Kaligrafia w Fundacji też się przydaje. Gdy jakiś dylom, kartka, list muszą być pięknie, nie komputerowo napisane – służę swoimi rękoma i mazakami. O straconej miłości zapomniałam. Otworzyłam się na nową. A także na własną rodzinę, dom i gabinet psychoterapii. Najlepiej z elementami felinoterapii, czyli terapii kotami. Mam ich 4, ale kocham wszystkie zwierzęta. I wszystkie bym przygarnęła. Tak jak ludzi.

Grupa kobiet i dzieci.

Nazywam się IGA KOWALCZYKIEWICZ.
Jestem socjoterapeutką, pracowniczką socjalną i koordynatorką Centrum Wolontariatu.
Choruję na artrogrypozę.
Jestem CZŁOWIEKIEM NIEZALEŻNYM.

* indywidualny tok nauczania