MICHAŁ WOROCH

absolwent grafiki projektowej na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu, podróżnik, fotograf, pisarz, dziennikarz

Leczyli mnie na wiele chorób neurologicznych. Diagnozę: rdzeniowy zanik mięśni (SMA), dostałem jako 16-latek. Typ III. Niby łagodny, ale choroba postępowała szybko. Do szkoły średniej jeździłem sam. Na I roku studiów nie miałem siły dojść do auta przed wejściem do akademika. Jeden z lekarzy stwierdził, że nie widzi nic takiego, co mógłbym w życiu robić. Wymyśliłem informatykę.

Na wózek przesiadałem się etapami. Załamałem się. Całe dnie spędzałem w łóżku. Wstawałem tuż przed powrotem mamy do domu. Żeby się nie zorientowała, jak jest ze mną źle. Studia rzuciłem. Przyszłości nie widziałem. Nie rozumiałem, dlaczego los mi to zrobił.

Uratowały mnie 2 kobiety. Stenia Eldemar zaprosiła mnie do Szwecji na obóz dla osób z niepełnosprawnością ruchową. Tam, w domach treningowych, nauczyłem się jak na wózku funkcjonować samodzielnie. W drugiej kobiecie zakochałem się. Pojechałem za nią do Poznania. Sens życia odzyskiwałem powoli. Także dzięki pracy i kolejnym studiom. Tamtej miłości już nie ma. Jest nowy związek.

W pierwszą wyprawę, do Mongolii, wyruszyłem przypadkiem. Po szybkich przygotowaniach i z małym budżetem. Większości uczestników projektu nawet nie znałem. Podróżowaliśmy Koleją Transsyberyjską, samochodem i konno. Na grzbiecie konia utrzymywałem się dzięki specjalnemu wiązaniu, które sam skonstruowałem z pasa strażackiego, pasów samochodowych i linek żeglarskich. A ludzie ze stadniny, gdzie uczyłem się jeździć mówili, że poza padokiem i bez instruktora nie dam rady.

Zachwyciłem się światem. W ciągu ostatnich 15 lat odbyłem 5 wypraw: „Kumbhamela’ 2010” – do Indii, aby udokumentować święto wody, „Wheelchairtrip I” (2012 r.), podczas której przejechałem w 3 miesiące 17 tys. km, przez 13 państw na 2 kontynentach, „Takeaway photos” (Norwegia 2013), aby powrócić do idei fotografa wędrownego, „Wheelchairtrip II” (2016) przemierzając w 371 dni trasę z Ziemi Ognistej na Alaskę oraz „Himalayas Challenge’ 2021”, w którą wyruszyłem z Bartoszem Mrozkiem, pasjonatem gór i pojazdów elektrycznych.

Szósta wyprawa to projekt: MOŻESZ. Pragnę nim zainspirować osoby z niepełnosprawnością do pokonywania własnych ograniczeń. I część projektu już zrealizowałem. Przez 142 dni przejechałem z Polski do Tajlandii. Drugą część podróży rozpoczynam w listopadzie 2024 r.

Po co jeżdżę w świat? Aby w nim być. Wtapiać się i współodczuwać życie, które toczy się w danym miejscu. Siedząc na krawężniku w meksykańskim miasteczku byłem szczęśliwszy, niż w europejskiej katedrze. Podróże to głównie wyzwanie. Każdego dnia mierzę się z czymś nowym. To takim doświadczeniu, wydaje mi się, że mogę wszystko.

Każda wyprawa to nauka. Cierpliwości, spokoju, pokory. Najtrudniejsza podróż? Z domu do Poznania. Wtedy gry wracałem do życia. Tak odpowiadam na to pytanie podczas moich prezentacji. Opowiadam słowami i obrazami na moich zdjęciach. Na festiwalach podróżniczych, konferencjach i eventach firmowych. Także na świecie, m.in. w prestiżowym klubie „The Explorers Club” w Nowym Jorku.

Lubię spotkania w szkołach. Dorośli zwykle nie wiedzą o co lub jak pytać. Dzieci są dosadnie szczere. Ale bywa też tragicznie poważnie. Pamiętam smutną dziewczynkę. Miała problem z chodzeniem. Chciała wiedzieć jak to jest. Odpowiedziałem: Będzie trudno, ale warto przez to przejść, bo życie jest piękne.

Kiedy nie podróżuję, to pracuję. Gdy jest się niepełnosprawnym, to wyprawy w świat są kosztowne. Mam partnerów, którzy wierzą w moje projekty. Zarabiać jednak też muszę. Piszę książki i sam je wydaję. Publikuję relacje w prestiżowych tytułach, np. National Geographic. Założyłem fundację. Chciałbym wybudować niewielki dom i zebrać w nim wszystkie urządzenia i technologie przydatne osobom na wózkach, aby je potem tym osobom pokazywać. I dużo czasu poświęcam na rehabilitację.

Osoby z niepełnosprawnością mają gorzej. Tak jest w większości miejsc na świecie. Dotyka ich nie tylko wykluczenie mentalne, architektoniczne i cyfrowe, ale też ekonomiczne. Osoba ze znaczną niepełnosprawnością mieszkająca w bogatym kraju odczuwa ją mniej, niż osoba z niepełnosprawnością lekką w biednym kraju. Można wykonać okno, które będzie otwierane głosem. Tylko nie wszyscy będą je mogli kupić.

MICHAŁ WOROCH

absolwent grafiki projektowej na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu, podróżnik, fotograf, pisarz, dziennikarz

Leczyli mnie na wiele chorób neurologicznych. Diagnozę: rdzeniowy zanik mięśni (SMA), dostałem jako 16-latek. Typ III. Niby łagodny, ale choroba postępowała szybko. Do szkoły średniej jeździłem sam. Na I roku studiów nie miałem siły dojść do auta przed wejściem do akademika. Jeden z lekarzy stwierdził, że nie widzi nic takiego, co mógłbym w życiu robić. Wymyśliłem informatykę.

Na wózek przesiadałem się etapami. Załamałem się. Całe dnie spędzałem w łóżku. Wstawałem tuż przed powrotem mamy do domu. Żeby się nie zorientowała, jak jest ze mną źle. Studia rzuciłem. Przyszłości nie widziałem. Nie rozumiałem, dlaczego los mi to zrobił.

Uratowały mnie 2 kobiety. Stenia Eldemar zaprosiła mnie do Szwecji na obóz dla osób z niepełnosprawnością ruchową. Tam, w domach treningowych, nauczyłem się jak na wózku funkcjonować samodzielnie. W drugiej kobiecie zakochałem się. Pojechałem za nią do Poznania. Sens życia odzyskiwałem powoli. Także dzięki pracy i kolejnym studiom. Tamtej miłości już nie ma. Jest nowy związek.

W pierwszą wyprawę, do Mongolii, wyruszyłem przypadkiem. Po szybkich przygotowaniach i z małym budżetem. Większości uczestników projektu nawet nie znałem. Podróżowaliśmy Koleją Transsyberyjską, samochodem i konno. Na grzbiecie konia utrzymywałem się dzięki specjalnemu wiązaniu, które sam skonstruowałem z pasa strażackiego, pasów samochodowych i linek żeglarskich. A ludzie ze stadniny, gdzie uczyłem się jeździć mówili, że poza padokiem i bez instruktora nie dam rady.

Zachwyciłem się światem. W ciągu ostatnich 15 lat odbyłem 5 wypraw: „Kumbhamela’ 2010” – do Indii, aby udokumentować święto wody, „Wheelchairtrip I” (2012 r.), podczas której przejechałem w 3 miesiące 17 tys. km, przez 13 państw na 2 kontynentach, „Takeaway photos” (Norwegia 2013), aby powrócić do idei fotografa wędrownego, „Wheelchairtrip II” (2016) przemierzając w 371 dni trasę z Ziemi Ognistej na Alaskę oraz „Himalayas Challenge’ 2021”, w którą wyruszyłem z Bartoszem Mrozkiem, pasjonatem gór i pojazdów elektrycznych.

Szósta wyprawa to projekt: MOŻESZ. Pragnę nim zainspirować osoby z niepełnosprawnością do pokonywania własnych ograniczeń. I część projektu już zrealizowałem. Przez 142 dni przejechałem z Polski do Tajlandii. Drugą część podróży rozpoczynam w listopadzie 2024 r.

Po co jeżdżę w świat? Aby w nim być. Wtapiać się i współodczuwać życie, które toczy się w danym miejscu. Siedząc na krawężniku w meksykańskim miasteczku byłem szczęśliwszy, niż w europejskiej katedrze. Podróże to głównie wyzwanie. Każdego dnia mierzę się z czymś nowym. To takim doświadczeniu, wydaje mi się, że mogę wszystko.

Każda wyprawa to nauka. Cierpliwości, spokoju, pokory. Najtrudniejsza podróż? Z domu do Poznania. Wtedy gry wracałem do życia. Tak odpowiadam na to pytanie podczas moich prezentacji. Opowiadam słowami i obrazami na moich zdjęciach. Na festiwalach podróżniczych, konferencjach i eventach firmowych. Także na świecie, m.in. w prestiżowym klubie „The Explorers Club” w Nowym Jorku.

Lubię spotkania w szkołach. Dorośli zwykle nie wiedzą o co lub jak pytać. Dzieci są dosadnie szczere. Ale bywa też tragicznie poważnie. Pamiętam smutną dziewczynkę. Miała problem z chodzeniem. Chciała wiedzieć jak to jest. Odpowiedziałem: Będzie trudno, ale warto przez to przejść, bo życie jest piękne.

Kiedy nie podróżuję, to pracuję. Gdy jest się niepełnosprawnym, to wyprawy w świat są kosztowne. Mam partnerów, którzy wierzą w moje projekty. Zarabiać jednak też muszę. Piszę książki i sam je wydaję. Publikuję relacje w prestiżowych tytułach, np. National Geographic. Założyłem fundację. Chciałbym wybudować niewielki dom i zebrać w nim wszystkie urządzenia i technologie przydatne osobom na wózkach, aby je potem tym osobom pokazywać. I dużo czasu poświęcam na rehabilitację.

Osoby z niepełnosprawnością mają gorzej. Tak jest w większości miejsc na świecie. Dotyka ich nie tylko wykluczenie mentalne, architektoniczne i cyfrowe, ale też ekonomiczne. Osoba ze znaczną niepełnosprawnością mieszkająca w bogatym kraju odczuwa ją mniej, niż osoba z niepełnosprawnością lekką w biednym kraju. Można wykonać okno, które będzie otwierane głosem. Tylko nie wszyscy będą je mogli kupić.